Zwykle swoje przemyślenia wpisuję z dopiskiem “Co mi w głowie siedzi”, ale pewne rzeczy, o których usłyszałam ostatnio po prostu w mojej głowie się nie mieszczą!
Bo moja głowa jest za mała, aby pojąć absurdy, jakie dzieją się w gabinetach specjalistów: logopedów, pedagogów, psychologów. Nie chcę nikogo tym wpisem urazić, podważyć kompetencji czy w jakikolwiek sposób zaszkodzić. Piszę dla siebie, żeby pamiętać o pewnych sprawach, starać się właściwie działać, ale też trochę po to, żeby podzielić się tym, że po prostu jest mi przykro…
Wieczorny telefon
Pewnego wieczoru zadzwoniła do mnie koleżanka z prośbą o konsultację i pokierowanie jej siostry. Jak się okazało u jej syna “zdiagnozowano” autyzm. Od pewnego czasu rodzice zaczęli zauważać pewne niepokojące sygnały. Przede wszystkim niepokoił ich powolny rozwój mowy (2 latek mówi tylko proste słowa) i “dziwne” zachowania, jak np. chodzenie w kółko, zatrzymywanie się na dłuższą chwilę przy jakimś przedmiocie. Poprosili o wskazówki do pracy w domu. Mając lukę w codziennym zabieganiu wybrałam się z wizytą. Przywitał mnie miły chłopiec, który chwilę mi się przyglądał, gdy zaczęłam się z nim przekomarzać, szerokim uśmiechem dał mi do zrozumienia, że podoba mu się. Rzeczywiście mówił niewiele, ale potrafił skierować się do dorosłego z prośbą o pożądaną rzecz. Nie było mu obojętne, co robi i z kim.
Mama przejętym głosem zaczęła mi opowiadać, jak zaczęła się ich przygoda z “autyzmem”. Z każdym zdaniem coraz szerzej otwierałam oczy, nie mogąc uwierzyć. Otóż wszystko zaczęło się od wizyty u pani psycholog, która po kilkudziesięciu minutach obserwacji chłopca stwierdziła, że dziecko ma autyzm. Nie muszę wspominać, w jakim stanie byli rodzice po usłyszeniu czegoś podobnego. To jednak nie wszytko, pani bez podania jakiegokolwiek argumentu zasugerowała, aby rodzice zabrali dziecko ze żłobka i najlepiej zostawili je w domu. Rodzice pozostali bez żadnego instruktarza, informacji, co mają zrobić w dalszej kolejności. Żadnych wyjaśnień.
Jestem zła i jednocześnie jest mi niezmiernie smutno i przykro. Współczuję rodzicom, którzy przechodzą coś podobnego (pomimo mojego niedługiego doświadczenia, spotykam ich sporo). Historia za historią.
Przyglądałam się chłopcu przez ponad godzinę. Nie zauważyłam niczego, co wskazywałoby na zaburzenia ze spektrum. Natomiast z rozmowy z mamą i z obserwacji można było wywnioskować, że przyczyną niektórych opóźnień i trudności jest…obniżone napięcie mięśniowe i zaburzona integracja sensoryczna.
Kilka spraw
Piszę to, bo chcę zwrócić uwagę na kilka spraw.
Po pierwsze, kilkunasto-, a nawet kilku- dziesięciominutowa, jednorazowa obserwacja dziecka nie daje pełnego obrazu. Mogło czuć się nieswojo w nieznanym miejscu, mogło być niewyspane, mieć gorszy dzień, mogło być zmęczone. W domu, gdzie jest miło, bezpiecznie zobaczyłam dziecko uśmiechnięte, zarywające dorosłych, podejmujące dłuższą aktywność. Stąd też uważam, że należy zwracać uwagę na tego typu elementy,a nawet jeśli osoba konsultująca dziecko zauważa, niepokojące objawy, nie powinna “rzucać” ot tak “autyzm”. Profesjonalista powinien wyjaśnić, co widzi niepokojącego na danym etapie rozwoju i odesłać do ZESPOŁU specjalistów, którzy dokonają dalszej, obszernej i konkretnej diagnozy.
Po drugie- holistyczne podejście do dziecka. Nawet jeśli jestem logopedą i zajmuję się wymową, powinnam umieć zauważyć i określić, jakie jest napięcie mięśniowe, czy integracja sensoryczna jest prawidłowa,itd. Nie mogę “zafiksować się” tylko na tym, że dziecko chodzi w kółko, powinnam szukać odpowiedzi- może to forma dostarczenia sobie potrzebnych bodźców? Chodzenie w kółko nie musi oznaczać autyzmu.
Po trzecie, warto się zastanowić zanim się coś powie rodzicom. Postawienie trudnej diagnozy nie może być nieprzemyślane, powiedziane mimochodem. Pytam teraz specjalistów: czy zastanawiacie się czasem, co się dzieje w głowach tej dwójki ludzi, którzy słyszą, że ich dziecko jest chore? Że ma zaburzenie rozwoju? W gabinecie nie muszą tego pokazywać, ale w zaciszu domu wszędzie widzą trudne zachowania i niedobory w rozwoju…Jak wiele zmienia jedno słowo na “a”…
I po czwarte, dla mnie nieetycznym jest mówienie czegoś rodzicom, ale też ludziom w ogóle, kiedy nie mam pewności. Mogę mieć podejrzenia, może mnie coś niepokoić, ale dopóki nie wykluczę innych zaburzeń, dopóki nie zostanie przeprowadzona kompleksowa, specjalistyczna diagnoza nie mogę powiedzieć tak po prostu: “autyzm,-proszę zabrać dziecko z przedszkola, żłobka i trzymać w domu”. Powinniśmy brać pełną odpowiedzialność nie tylko za to, co robimy, ale przede wszystkim za to, co mówimy, bo przecież słowa maja niezwykłą MOC!
Primum non nocere
Wszystkim nam zależy na poprawie jakości życia osób z problemami rozwojowymi. Działajmy zatem w taki sposób, aby przede wszystkim nie szkodzić dzieciom, rodzicom. Nie ma nic złego, ani wstydliwego w przyznaniu się, że nie umiem, nie wiem, muszę się douczyć. O wiele piękniejsze byłoby odesłanie pacjenta do kogoś, kto umie, kto będzie bardziej kompetentny niż udawanie, że się wie wszystko.
Podzielcie się proszę doświadczeniami. Rodzice? Koledzy po fachu? Razem mamy działać ku poprawie jakości działań, więc zapraszam!
Views: 46
Jestem pedagogiem specjalnym, terapeutą AAC i też spotkałam się z diagnozą “autyzm” postawioną przez cytuję rodzica “najlepszą panią psycholog w mieście “. Długo tłumaczyłam, kto stawia taką diagnozę. A dziecku daleko do zaburzeń że spektrum autyzmu.
Dzięki za głos. Zastanawiam się, skąd się biorą “najlepsi psycholodzy w mieście”. To jest poważna luka w wiedzy…Niestety.